Media na służbie władzy.

Od kilku lat wolność słowa jest ograniczana zarówno przez władze państwowe, jak i przez główne media – tak alarmujące wnioski zostały opublikowane w raporcie przygotowanym przez Stowarzyszenie Polska Jest Najważniejsza. Twórcy raportu są przekonani, że panujący w Polsce „ład” medialny odegrał kluczową rolę w kampanii parlamentarnej i miał pośrednie przełożenie na wybory milionów Polaków. – To jest zdumiewające, że największe polskie media przez niemal cztery lata były w „opozycji do opozycji”. Taka sytuacja prowadzi do patologii naszej demokracji – mówi „Niedzieli” Teresa Bochwic, była członkini Rady Etyki Mediów, współautorka Raportu o zagrożeniach wolności słowa w Polsce w latach 2010-2011, który został przygotowany przez Stowarzyszenie Polska Jest Najważniejsza (nie mylić z partią PJN). Negatywną diagnozę mediów w Polsce wyraźnie dostrzega także prezes stowarzyszenia prof. Jan Żaryn, historyk z UKSW. Jego zdaniem, obecnie widoczne są dwa równoległe światy. Pierwszy można porównać do matrixa, czyli wytworzonej przez media „rzeczywistości”. – Z drugiej strony mamy świat rzeczywisty, który żyje autentycznymi problemami, ale niestety nie jest dopuszczany do dyskursu publicznego, a każda próba wykrzyczenia prawdy o rzeczywistości w Polsce spotyka się z represjami – podkreśla prof. Żaryn. Permanentny brak dostępu do prawdziwej informacji nie tylko psuje nasze państwo, ale przede wszystkim sprawia, że Polacy stają się niewolnikami, którym wąska grupa ludzi mówi, co jest prawdą, a co nią nie jest. – Jeżeli nie powstrzymamy władzy w zagarnianiu coraz większej przestrzeni publicznej, to staniemy się niewolnikami w ręku dawców tego matrixa – przestrzega prof. Żaryn. 
„Dorzynanie watahy” 
Według raportu SPJN, to właśnie rządząca partia za pośrednictwem kilku swoich przedstawicieli wprowadziła obelgi i błazenadę do języka publicznego, zarówno w parlamencie, jak i w mediach. Jej reprezentanci wyrażają się w mediach lekceważąco na temat wartości ważnych w cywilizacji europejskiej, takich jak szacunek dla zmarłych i opłakujących ich wdów i sierot, współczucie dla słabszych czy prawo do wyrażania publicznie swojej religijności. Nierzadko również dziennikarze mainstreamowych mediów dołączają się do tego szyderczego chóru. Przykładem może tu być fałszowanie i ośmieszanie wizerunku śp. pary prezydenckiej. – Dopiero po ich tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej zdumieni Polacy zobaczyli nigdy niewidywane sympatyczne zdjęcia – podkreślają autorzy raportu. To przecież jeden z ministrów rządu użył w stosunku do wyborców partii opozycyjnych określenia „bydło”, a inny zapowiedział walkę z opozycją aż do „dorżnięcia watahy”. Były wiceszef klubu parlamentarnego rządzącej partii w telewizji obrzucał obelgami poprzedniego prezydenta, życzył mu śmierci, a po katastrofie wyrażał publicznie żal, że jego brat nie zginął razem z nim. – Gdyby tego typu słowa padły z ust opozycji, spotkałoby się to z wielką medialną kampanią. Natomiast niewybredne wypowiedzi polityków partii rządzącej są traktowane jako coś „normalnego” – podkreśla Teresa Bochwic. Cały artykuł można przeczytać w „Niedzieli” nr 43/2011.
Źródło: http://www.niedziela.pl/warto_przeczytac.php?doc=20111021&nr=0